Krople absurdu drenują czaszkę. Stoję pod rynną, kapiącą niemrawo, bezmyślnie.
Czekam.
Niechże się coś wydarzy. Może ulewa bardziej znacząca, może wypadek samochodowy, może staruszka poślizgnie się na bruku z torbą pełną zakupów? Potem tłum gapiów wielce przejętych. Karetka na sygnale, dramatyczne sceny! Ostatnie życzenie przed śmiercią, spadek, kwiaty, kilka pozornych łez pomieszanych z deszczem i skwaszone ogórki.
Czekam znudzony.
Ludzie przychodzą, odchodzą. Idzie pani w czerwonym płaszczu, pięknie wystrojona. Buty na obcasie, włos rozwiany artystycznie, perfum na dłoniach, szyi i pod pachami.
Jestem podniecony.
— A czemu pan tu tak stoi i moknie, czemu to tak? Na co pan czeka?
— Na koniec świata i życie po śmierci czekam, droga pani.
No to się spaliłem.
— Ale pan przecież taki przystojny i garnitur dobrze skrojony, może mnie pan weźmie na kawę, na drinka, do sypialni i na śniadanie?
— Wezmę na kawę mocną, drinki ze cztery, a potem ostre bzykanie. Na deser, szykowne, wprost do łóżka śniadanie.
Ach to męsko-damskie zdecydowanie! Nie będzie kawy, alkoholu ani sztuki kochania. Wszystko to tylko płonne naszego bohatera rozmyślania.
Dodaj komentarz