Mój pokój nie jest duży. Kilka szaf, każda innej faktury, ściana frontalna obita pradawnym dywanem połatanym w wielu miejscach, kilka fotografii i pocztówek zawieszonych nad laptopem, widne okna od strony zachodniej i wiele innych mniej lub bardziej ważnych szczegółów.
Każdy dzień zaczyna się podobnie. Pobudka o bliżej nieokreślonej i niesystematycznej godzinie, szybkie sprawdzenie informacji w Internecie, parę chwil spędzonych na podglądaniu znajomych przez Facebooka, potem śniadanie. Reszta dnia upływa w podobnym, ślamazarnym, wakacyjnym tempie. Jednak, kiedy człowiek chwilę się zastanowi, to zrozumie, że każde miejsce, każdy przedmiot mają swoją historię. Koszulka Mięciela z lat dziewięćdziesiątych, pierwsze zdjęcie profilowe z zerówki, obraz namalowany przez koleżankę na osiemnaste urodziny, pierwszy analogowy aparat fotograficzny…
Mało teraz mamy swoich miejsc. Lukę po spacerach ze znajomymi ożywia nam zawsze interaktywny komputer ze stałym dostępem do Internetu. Możemy obejrzeć film, wymordować kilka milionów nazistów i przy okazji wymienić kilka górnolotnych spostrzeżeń na jakimś forum światopoglądowym. Setki, miliony bodźców bombardują nasz mózg, a kiedy już rozprostujemy kości i ruszymy cztery litery z siedzenia, wydaje nam się jakby coś nam ta maszyna zabrała. Pojawia się otępienie, niechęć, apatia. Za oknem świeci słońce, na niebie ani jednej chmurki, a nam nawet nie chce wyjść się przewietrzyć. Szczytem możliwości jest pójście do spożywczaka po piwo.
Zdaję sobie sprawę, że koncepcja inteligentnego dzikusa jest nierealna, a postęp będzie zachodził czy się to komuś podoba, czy nie. Pytanie, jakie nasuwa się podczas tej refleksji jest następujące: czy umiemy tak naprawdę radzić sobie z techniką? Mam ku temu poważne wątpliwości. Ja grzyby po deszczu wyrastają kolejne przychodnie terapeutyczne, ciągle słyszy się o jakże modnej depresji, nerwicach, stanach lękowych itp. Powoli odwracają się także atrybuty bogactwa. Ludzie od wieków tworzyli większe społeczności a potem miasta i aglomeracje. Teraz najbogatsi mogą pozwolić sobie na komfort wybudowania domu na obrzeżach miasta, by mieć z mieszczuchami jak najmniej wspólnego. Wagoniki życia toczą się po torach. Jedni wypadną, drudzy przejadą po trupach. Ciekawe tylko dokąd ten pociąg zajedzie i z iloma pasażerami.
Sierpień, 2011
Dodaj komentarz