You got a fast car
But is it fast enough so we can fly away
We gotta make a decision
We leave tonight or live and die this way
I remember we were driving driving in your car
The speed so fast I felt like I was drunk
City lights lay out before us
And your arm felt nice wrapped ’round my shoulder
And I had a feeling that I belonged
And I had a feeling I could be someone, be someone, be someone (…)
Trancy Champman – Fast Car
Ewelina wychyliła głowę przez okno samochodu. Czuła jak lekki wiatr rozwiewał jej włosy i głaskał twarz. Miała bladą cerę, ale pełne i rumiane policzki. Na ustach gościł miły uśmiech, który zdawał się nigdy nie zanikać. Czarne włosy wesoło podrygiwały i łaskotały jednocześnie kierowcę.
– Przez Ciebie nie widzę drogi
– Nie szkodzi – uśmiechnęła się Ewelina.
Gdy dziewczyna schowała się z powrotem do pojazdu Adrian rzucił jej przelotne wyzwanie. Oczywiście podczas tego kilkusekundowego, błahego zdawałoby się spojrzenia, skierował swoje oczy poniżej szyi nie móc się nacieszyć wydatnym biustem swojej towarzyszki. Dzisiaj miała obcisłą, czerwoną bluzkę uwydatniającą kształtny biust i odsłaniającą pępek. Lubił patrzeć na nią właśnie w takie pozie. Jedno kolano oparte o deskę rozdzielczą, a drugie bezwładnie dyndające na skórzanym siedzeniu. Ewelina spostrzegła badawcze spojrzenie i szybko zganiła chłopaka.
– Lepiej patrz na drogę – cedziła słowa, udając stanowczy ton.
– A ty lepiej zapnij pasy – odparł uśmiechnięty Adrian.
– Patrz – zamyśliła się – wszystko mija tak szybko, obraz jest zamazany, drzewa zlewają się z trawą, gałęzie z niebem. Wszystko wiruje i przemija tak szybko. Co będzie jak wszystko przeminie?
– My nigdy nie przeminiemy.
– Banał. Jakbyś tak przypadkiem miał wypadek. Zginął. Nic by już nie było.
– Skąd ta pewność?
– Po prostu. Jak czegoś nie widzę, to tego czegoś nie ma.
– Powietrza też nie widzisz, a jest. Może tak samo będzie z nami?
– Ale istnienie tlenu można potwierdzić. Istnienie świata pozagrobowego, Boga czy coś w tym stylu nie da się jednoznacznie stwierdzić.
– Znowu zaczynasz te swoje gadki. Pomyśl, że jednak coś może istnieć wbrew ogólnej logice. I pomyśl, że nawet po śmierci możemy być razem.
– Jak Tristan i Izolda! – dziewczyna roześmiała się, odgarniając bujne włosy – naczytałeś się za dużo bajek!
– To smutne, że myślisz w ten sposób.
Popatrzyła na niego i ugryzła się w język. Chłopak ewidentnie przygasł. Nie patrzył już na nią „tym” wzrokiem. Uśmiech zniknął z twarzy, a ręce zacisnęły się mocno na kierownicy.
– Przepraszam, nie chciałam żeby to tak zabrzmiało…
– Ależ nic nie szkodzi! Przecież zawsze jest seks, pieniądze i rock & roll?
– Nie gadaj głupot…
– Ja nie wiem jak ty możesz być ze mną szczęśliwa, skoro myślisz o nas tylko w takim sensie.
Chłopak wyraźnie podirytowany zre
dukował bieg i wcisnął pedał gazu tak mocno, że Ewelinę wgniotło w fotel. W momencie, gdy wyprzedzał zielonego Lanosa, Ewelina rzuciła okiem na mężczyznę w sąsiednim pojeździe. Prowadził jedną ręką i ekstrawagancko uśmiechał się do niej. Moment wyprzedzania trwał zaledwie kilka sekund, ale to wystarczyło, żeby napięcie nagromadzone podczas rozmowy z Adrianem znalazło swoje ujście. Wychyliła głowę z samochodu i krzyknęła, jednocześnie pokazując środkowy palec;
– Pedał! Nażelowany pedał!!! – krzyk był na tyle donośny, że mimo głośno nastawionej muzyki, adresat bez problemu odczytał intencje dziewczyny.
***
Ewelina leżała na łóżku co jakiś czas przeglądając listę utworów na laptopie. Ogarniała ją dobijająca nuda i słomiany zapał do czegokolwiek. Wstanie z łóżka wydawało się być wyczynem na tyle niemożliwym niczym zdobycie Mount Everest w stroju płetwonurka. Sięgnęła do kieszeni i odpaliła papierosa. Zaciągnęła się. Poczuła, że mózg zaczyna w końcu normalnie funkcjonować. Stan ten nie trwał długo. W drzwiach ukazała się szczupła i zdecydowana kobieca sylwetka. Była to macocha Eweliny. Jej Kości policzkowe były głęboko zapadnięte, a świdrujące oczy sprawiały wrażenie jakby zaraz miały wypaść z oczodołów i skakać nerwowo po posadzce jak gumowe piłeczki. Mocno spięte w kok kruczoczarne włosy uwydatniały kościstą twarz, z której emanowała złość.
– Nie wolno Ci palić w mieszkaniu! Wszystko prześmierdnie tymi twoimi papierochami! – syknęła, zaciskając pięści.
– A co mi wolno mamusiu?!
Ewelina ostentacyjnie zgasiła niedopałek, wstała energicznie z łóżka i wyrzuciła peta przez okno.
– Nigdzie dzisiaj nie wyjdziesz. Na żadną imprezę. Ojciec dopilnuje żebyś została w domu.
Dziewczyna wróciła z powrotem na łóżko, nastawiła głośną muzykę i machnęła ręką.
– Skończyłaś już? Tam są drzwi. Odrobinę prywatności żądam. Tego też mi zabronisz?
Odpowiedzi nie było. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem, a ze ściany spadł pamiątkowy obrazek z pierwszej komunii. Ewelina uśmiechnęła się pod nosem i pomyślała – dobrze, że spadł. Już dawno miałam go wyrzucić przez okno.
Na monitorze zamigotała koperta nadchodzącej rozmowy. Ktoś wysłał jej wiadomość przez gadu gadu. Kąciki ust Eweliny ułożyły się w pełny i chytry uśmiech. To Natalia, jej najlepsza przyjaciółka.
– To jak idziesz na tą imprezę?
– Pewnie, że idę, czemu miałabym nie iść?
– No nie wiem, z tego co mówiłaś masz jakieś problemy ze starą – skwitowała.
– To nie jest moja matka.
– Skoro tak twierdzisz…
– To jak, o 20.00 pod moim blokiem? Odpisz prędko, zaraz muszę kończyć. Jeszcze mi brat zajmie łazienkę! – nagliła Natalia.
– Tak, bez zmian, będę punktualnie.
Budynek, w którym odbywało się przyjęcie był stylizowany na dwupoziomową amerykańską willę. Dużo okien, z tyłu znajdował się pokaźnych rozmiarów ekskluzywny basen. Przyjęcie odbywało się u najbogatszej uczennicy XII Liceum Ogólnokształcącego, której rodzice wyjechali na wczasy do Cypru. Do przeszklonych drzwi wiódł krótki, brukowany chodnik. Trawa była idealnie przystrzyżona, a małe naziemne lampki emanowały łagodnym i przyjemnym światłem. Z zewnątrz dobiegały już ciężkie brzmienia rockowych kawałków. Na balkonie rozentuzjazmowana grupka paliła jointa zanosząc się przy tym głośnym śmiechem. Ewelina miała na sobie mocno przylegające do ciała, czarne spodnie, które podkreślały krągłe pośladki. Do tego buty na wysokim obcasie i luźna koszulka w kratę. Nie lubiła spinać włosów dlatego też i teraz były rozpuszczone. Chłopcy znajdujący się na balkonie zwrócili uwagę na zbliżające się dziewczyny. Obok Eweliny szła Natalia, o wiele wyższa od swojej koleżanki, a do tego ubrana przesadnie wyzywająco. Krótka spódniczka mini i skromny T – shirt. Weszły do środka i udały się do salonu. Większość mebli została wyniesiona, nie licząc dwóch pokaźnych rozmiarów sof, na których siedzieli goście. Kiedy z głośników popłynął jeden z przebojów madonny wszyscy zaczęli się bawić. Skakali podnieceni w rytm muzyki raz po raz zaciągając się papierosem i popijając piwem. Ewelina bez namysłu wskoczyła w taneczny wir. Nie musiała długo czekać, żeby obok niej pojawiło się kilku znacznie wstawionych chłopców. Jeden z nich był wyjątkowo odważny w swej natarczywości. Miał rozpiętą fioletową koszulę i kwadratową twarz przypominającą robocopa. To samo tyczyło się jego ruchów, które na pewno nie należały do nazbyt wyszukanych. Ciało ledwo odrywało się od ziemi, a ręce układały się w pokraczne pozy. Jednak osobnik ten, co niezbyt dziwne, nie zdawał sobie sprawy, że wygląda aż tak tragicznie, dlatego śmiało przybliżał się do Eweliny, a na jego twarzy cały czas gościł szelmowski uśmiech, który zdawał się jednoznacznie mówić „jesteś moja”. Ewelina lubiła takie gierki. Ciągnęła chłopaka za koszulę, dotykała jego klatki piersiowej. Wiła się wokół niego jak wąż kuszący Ewę. Kiedy nieznajomy, odwrócił się na chwilę Ewelina zniknęła mu z oczu. Wymknęła się celowo. Poszła się czegoś napić. Wyjęła z lodówki piwo, a kiedy się nachylała po puszkę usłyszała zza pleców:
– Oj Ewela, nie wypinaj się tak bo Cię ktoś klepnie w te poślady! – poznała głos Natalii. Zdąrzyła już wypić kilka kieliszków wódki, a obok niej siedziało dwóch umięśnionych przygłupów. Nic nie odpowiedziała, tylko udała się w stronę basenu.
Chciała chwilę odetchnąć świeżym powietrzem. Wieczory były już zbyt chłodne żeby się kapać nago w basenie. Ewelina zdawała się być sama. Kiedy piła powoli piwo, ktoś nagle mocno chwycił ją za bark i pociągnął za sobą. Nie zdarzyła nic powiedzieć. Spocona męska dłoń wbiła się jej w usta. Tylko puszka upadła prawie bezdźwięcznie na posadzkę.
Była w jakimś małym pomieszczeniu, leżała na łóżku. Kiedy trochę oprzytomniała zorientowała się kto ją tutaj zaciągnął. To był ten sam chłopak z którym tańczyła. Teraz, nie miał już takiego głupkowatego wyrazu twarzy. Szybko ściągnął jej spodnie a do ust włożył jakieś paskudztwo. Próbowała, go uderzyć ale była bezsilna. Zaczęła się powoli krztusić, brakowało jej powietrza. Nic nie mówił. Jego oczy błyszczały z pożądania. Kiedy odchyliła głowę, żeby nie patrzeć, na to co się dzieje nagle napór ustał. Usłyszała tylko głośny wybuch w środku pomieszczenia. W drzwiach stał barczysty mężczyzna z wycelowanym pistoletem. Z lufy unosił się dym. Ewelina odepchnęła bezwładne ciało. Była w szoku. Dostała nerwowych drgawek, których nie była w stanie opanować. Blondyn podszedł do niej i ujął jej dłoń.
– Musimy stąd uciekać. Ja muszę, bo ten dupek najprawdopodobniej już dogorywa. Ty nie możesz tutaj zostać, bo albo Ciebie wrobią w zabójstwo, albo podkablujesz mnie. No już! Zwiewamy!
***
Ewelina siedziała już wyprostowana na fotelu. Przypatrywała się bacznie swojemu „wybawicielowi”. Miał długie blond włosy spięte w kucyk, prowadził pewnie i zdecydowanie.
– Gdzie Cię wysadzić? – spytał chłopak.
– Nigdzie.
– Jak to nigdzie?
– Chcę jechać przed siebie. Jak najdalej – ciągnęła, zatopiona we własnych myślach
– Chyba nie bardzo rozumiem… – zająknął się zmieszany.
– No to zrozum. Nie mam dokąd wracać. Moja macocha trzyma mnie pod kluczem. Ojciec jest zasranym pantoflem, byłym księdzem. Zrobi wszystko co ona mu każe. Wiem, że w głębi duszy mnie kocha. Ale sama miłość nie wystarczy. Od dwóch lat żyję w pustym świecie. W czterech ścianach. Niczym więcej. Chcę jechać przed siebie. Tak szybko, żeby cały obraz za oknem się rozmazał. Tak szybko, żeby wspomnienia zlały się z otoczeniem i znikły. Chociaż na chwilę.
– A kim ja niby jestem żeby być, tym który cię poprowadzi przez te wszystkie niedorzeczne ścieżki, które sobie wymyśliłaś? – Widział, że jest bliska płaczu. Mimo to nie dał się wyprowadzić z równowagi.
– Zabiłeś człowieka. Strzeliłeś mu w plecy. Nie martw się, jak pojedziesz sobie spokojnie do domku na pewno cię nie znajdą. Na pewno nikt nie widział jak wybiegamy z domu. Na pewno nikt nie słyszał odgłosu wystrzału. A teraz zatrzymaj samochód i mnie wysadź.
– Poniosę konsekwencje. Nie żałuje tego co zrobiłem.
– Tylko frajerzy przyjmują wszystko bez uniku. Któraś z fal kiedyś cię zmiecie z brzegu. I zostanie tylko piasek… Dobra koniec tego gadania. Miałeś zatrzymać samochód. Czyżby pan superhero się jednak wahał?
Chłopak patrzył na nią z przerażeniem. Jednak w tym przerażeniu było coś, co go niezmiernie fascynowało. Niecałe pół godziny temu nieomal ją zgwałcono. Teraz jest już stanowcza, pewna siebie. Mimo, że wszystko co mówi brzmi zadziwiająco niedorzecznie, coś w tej sprzeczności go niezmiernie intrygowało. Wszystko przemawiało na zdecydowanie „nie” jednak gdzieś, w głębi duszy odzywał się cichy głos, który go niepokoił i nie dawał mu spokoju. To ciche „tak” było zdecydowanie mocniejsze od całej lawiny „nie”. Czasami w życiu człowieka pojawia się moment banalny, głupi, zadziwiająco niedorzeczny. Adrian nie lubił kiedy emocje górowały nad zdrowym rozsądkiem. Starał się je kontrolować. Tak go nauczono. Dyscyplina i powściągliwość. Planowanie i zaradność. Te cechy kształtowano w nim od dziecka. Był głęboko wierzącym katolikiem. Codziennie chodził do kościoła przeżywał każde słowo czy gest księdza. Ojciec uczył go jak przetrwać w tym „zgorzkniałym, pełnym zepsucia świecie”. Zawsze wpajał mu słowo klucz „dyscyplina – człowiek potrzebuje twardych reguł i dyscypliny”. Matka od dziecka pilnowała żeby mówił paciorek. Mimo to ojciec po przejściu na emeryturę przekazał mu swojego Smith & Wessona. Dobrze wiedział, że przekazuje tę broń nielegalnie. Zdał się na odpowiedzialność syna. Pamiętał dokładnie jego słowa: „Uczyłem Cię strzelać. Strzelaj, jeśli to będzie konieczna i ostateczna możliwość. Niektóre chwasty nie zasługują na życie”. Widział dokładnie całe zajście na podwórzu. Patrzył na piękną dziewczynę, obserwował ją już od jakiegoś czasu. Kiedy był już zdecydowany żeby w końcu do niej podejść jakiś gnojek go uprzedził. Brutalnie zaciągnął ją w jakiś ciemny kąt. Nie zastanawiał się wtedy co zaszło. Był zdecydowany. Nienawidził gwałcicieli. Wzbudzali w nim odrazę. Nie dbał o „pseudopsychologicczne” przesłanki naukowe, które w pewien sposób bardziej usprawiedliwiały przestępcę niż ofiarę. Kiedy widział, jak się do niej dobiera nie wahał się ani chwili. Wiedział, że to pewnie ta jedyna życiowa szansa kiedy może „wyrwać hasta” i pomóc bezbronnej osobie. Teraz też chciał pomóc. Czuł, że nie oprze się tej pokusie.
Dodaj komentarz